W moim dilerskim życiu…
Moje dzieciństwo to był jakiś jeden, wielki koszmar… niechciany, niekochany, katowany przez ojca.
Powiem wam szczerze, że mój ojciec był przystojnym i eleganckim facetem, ale był alkoholikiem i strasznie mnie bił – rurą od odkurzacza, pasem, czym popadnie. Jak tylko ojciec wchodził do domu, ja już się ze strachu trząsłem. Straciłem godność dziecka. Ze strachu chowałem się w szkole i szukali mnie nawet po trzy dni. Myślałem, żeby się zabić, bo może wtedy ktoś zwróci uwagę i zobaczy co się ze mną dzieje.
zobacz
Świadectwo Mariusza, który opowiada o swoim życiu. Kradł, handlował narkotykami, nienawidził siebie i ludzi. Zobacz jak Jezus zmienił jego życie.
Pewnego ranka budzę się i słyszę jakieś krzyki. Cały roztrzęsiony schodzę po schodach na sam dół domu i widzę dużo krwi. Mój ojciec tego dnia przewrócił się na szybę, która prawie ucięła mu głowę. Mój ojciec – ten mój kat – wykrwawiał się na moich rękach przez 45 minut. I właśnie to zdarzenie spowodowało, że coś we mnie pękło.
W wieku 17 lat pierwszy raz włamałem się komuś do mieszkania, a mając 18 lat pierwszy raz kogoś napadłem, pobiłem i skatowałem.
Potem w niedługim czasie zacząłem handlować narkotykami przez 17 lat. Tym imponowałem wszystkim ludziom, ale ja miałem siebie całkowicie dosyć. Nienawidziłem całego świata i wszystkich ludzi.
Próbowałem zmienić swoje życie, ale za chwilę...
katowałem człowieka, który od pobicia nie widział nic na oczy. Przypalałem go zapalniczką, a gdy on prawie umierał, zacząłem go reanimować i wtedy mówię: DOŚĆ!
Postanowiłem wyjechać do Francji, aby tam ułożyć sobie życie w dala od tego świata. Dwa dni przed opuszczeniem Polski spotkałem się ze swoją byłą żoną, bo chciałem zobaczyć się ze swoim synem. Widziałem się z nią w polu, pod Warszawą. Była przerażona i przestraszona. I wtedy dowiedziałem się, że mój syn przez 8 miesięcy budzi się z krzykiem w nocy, płacząc że mnie zabijają. Jak się dowiedziałem, że sterroryzowano moją rodzinę, a mój syn krzyczy po nocy to byłem przerażony. Przez te dwa dni, przed wyjazdem do Francji, nie mogłem przestać o tym myśleć.
W końcu dojechałem do tej Francji, zobaczyłem jakiś kościółek i nie wiedzieć czemu tam poszedłem. Poczułem jakąś dziwną potrzebę. Wszedłem i zobaczyłem figurkę Matki Boskiej. Przykląkłem, zacząłem odmawiać: „Zdrowaś Maryjo…” i płacząc mówiłem:
„Maryjo jestem udręczony na drugim końcu świata, proszę cię chroń mojego syna, zrób coś z moim życiem, bo ja już nie daję rady.
To wszystko nie ma sensu.
Jestem śmieciem, jestem zerem.
Błagam Cię…
Proszę Cię, pomóż.”
Nie minął tydzień czasu i wysiadł mi kręgosłup. Musiałem się zwijać do Polski autobusem. W czasie podróży na granicy Francja – Niemcy do środka wbijają się młodzi ludzie, którzy wracali z rekolekcji. Jeden z tych młodych siada obok mnie, a ja cisnę na ten Kościół. Totalnie po nim jadę, że Kościół to nie miejsce dla takich ludzi jak ja. Dojeżdżamy do Warszawy, szybko się zwinąłem z tego autokaru. Stoję sobie na Dworcu Zachodnim i biegnie do mnie ten człowiek z autobusu. Patrzę zdziwiony, a on podbiega i daje mi Pismo Święte.
Miałem chyba pięć dni do pojawienia się w szpitalu, w którym miała być operacja. Czekając w hotelu na ten dzień zacząłem czytać to Pismo Święte, które dostałem. Po upływie tych dni, będąc już w szpitalu – pamiętam jak pojawiła się u mnie myśl: „potrzebuję iść do księdza, wyspowiadać się.” To było dziwne, ale miałem takie pragnienie. W tym momencie, kiedy o tym myślałem, w drzwiach pojawił się ksiądz.
Po wyspowiadaniu mnie i wysłuchaniu całej mojej historii, powiedział: „Ty jeszcze tego nie wiesz, ale ty się nawracasz.”
Po dwóch tygodniach od mojego nawrócenia, wchodzę do jednego z kościołów i widzę jak babcie wpisują się do jakiegoś zeszytu. Spojrzałem co to jest… i czytam: „dyżur adoracyjny.” Nie wiedziałem o co chodzi, ale zapisałem się na godzinę 15:00. Słuchajcie, przyszedłem tak z 10 minut wcześniej. Siedzę sobie i myślę: „o co tu chodzi? Co tu się robi?” Jeszcze tak naprawdę nie byłem świadomy tego, że tu stoi przede mną Jezus. Nagle zaczynają bić dzwony, wchodzi jakaś siostra zakonna i zaczyna śpiewać głosem anioła: „O Krwi i wodo, któraś wypłynęła z Najświętszego Serca Jezusowego…” A ja wtedy zaczynam drżeć. Nie wiem co się ze mną dzieje. Telepie mnie i zaczynam płakać.
Każde usłyszane słowa: „Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas…” powodowały, że przypominało mi się całe moje życie.
Ja sobie wtedy uświadomiłem, że 8 miesięcy przed nawróceniem pomogłem w aborcji farmakologicznej, zabijając dziecko. I to wszystko przeze mnie przeszło… Widzę wszystkich ludzi, których skrzywdziłem. Słuchajcie, łzy lały mi się strumieniami. Ta siostra zakonna skończyła Koronkę do Bożego Miłosierdzia i wyszła, a ja siedziałem tam jeszcze z 2 godziny.
Wtedy doświadczyłem Boga żywego
Tą Jego Miłość
i obecność przy mnie.
Tak jakby dotknął mojego serca.
Pół roku później stoję ze znajomymi na przystanku, podjeżdża autobus, do którego wchodzimy. Na następnym przystanku na tył pojazdu wbija się dwóch kolesi. Rozglądają się, mają groźne miny i w którymś momencie zaczynają wściekle iść w naszą stronę po drodze popychając, wyzywając i obrażając ludzi. Odsuwam znajomych, dochodzą do mnie krzycząc jeden do drugiego: „Masz, dawaj do niego.” Za mną już tylko kierowca. Zamarłem, nie wiedziałem co robić, już mam się rzucić do bicia… wkładam rękę do kieszeni, wyjmuję ściskając w dłoni różaniec i mówię:
„Wiecie co to jest? Wiecie, że to załatwia wszystkie sprawy?”
W tym momencie jeden z nich praktycznie wyskoczył przez okno, zaczął walić w drzwi, mówiąc: „Ja się w to nie mieszam – jestem ateistą.” A ten drugi zdrętwiał, zasłaniał się i nie chciał się patrzeć na ten różaniec, który dumnie trzymałem i sam byłem zdziwiony, co zrobiłem. W końcu powiedział: „Ja już 12 lat siedziałem w więzieniu i niedawno wyszedłem, kocham swoją córkę – proszę zapisz mój numer.” Wyjąłem telefon wystukałem jego numer i nagle otworzyły się drzwi, oni wyskoczyli, a mój znajomy krzyknął na cały autobus:
„Ludzie,
widzieliście co się stało?
Jaka moc różańca.”
Wszyscy zaczęli się zlatywać, jakaś babcia wyjęła swój różaniec i mówi: „Ja też mam! Ja też mam!”
Pewnego dnia spotkałem w centrum Szymona, swojego dawnego wspólnika. Miał ciężki czas – brał narkotyki, ale próbował się nawrócić i walczył. Będąc u niego przyjechał jeszcze jego kolega i zaczęli dyskutować. Nagle jeden i drugi pytają mnie:
– Powiedz, dlaczego bez zadawania żadnych pytań w to wszedłeś. Latasz od kościoła do kościoła, modlisz się bez żadnych wątpliwości. Dlaczego?
– Chcecie? To wam odpowiem.
– To mów!
– Powiem Wam… W moim nędznym, dilerskim, przestępczym życiu – nic niewartym, nikt nigdy dla mnie nie zrobił tyle, co Jezus Chrystus. Dał mi tyle miłości, szczęścia, tych wszystkich ludzi, których poznałem i oddał za mnie życie na krzyżu.
Gdyby dzisiaj twój kolega ryzykował za ciebie życiem, a jutro by cię poprosił: „Pójdź za mną.”
Poszedłbyś?
A każdy z nich odpowiedział:
– Poszedłbym, poszedł.
– To dlatego poszedłem za Jezusem Chrystusem, bo nikt w moim życiu nie zrobił dla mnie tyle, co On.
I wiecie co?
Koniec było dyskusji.
Autor: Mariusz
Tekst świadectwa i polecany film ze strony www.youtube.com | kanał YouTube: Salve.tv
Telewizja internetowa diecezji warszawsko-praskiej.
Zdjęcia: kanał Youtube Slave TV