Wielki wyścig miłosierdzia
20 maszerów i 150 psów przebywają trasę 1085 km w ciągu 127 godzin i 30 minut, aby dostarczyć 300 000 jednostek antytoksyny – leku ratującego życie ok. 10 000 mieszkańców podczas epidemii. Aby lek był skuteczny musi trafić do miasta w ciągu 5 dni. Rozpoczyna się szaleńcze tempo, walka z czasem, droga w niesprzyjających warunkach pogodowych i w temperaturze spadającej nawet do – 50°C… wydaje się jak scenariusz filmu sensacyjnego? Jednak ta niesamowita historia wydarzyła się naprawdę w 1925 roku na Alasce.
O Wielkim Wyścigu Miłosierdzia dowiedziałam się dzięki pewnemu misjonarzowi – ks. Michałowi Ulaski, który zamieszkuje Alaskę i jednocześnie prowadzi kanał na YouTube: „Father Ulaski z Alaski”. A w okresie Miłosierdzia Bożego warto o tych wydarzeniach usłyszeć…
Nome
to małe miasteczko – dawny ośrodek gorączki złota, mieszczący się na zachodnim wybrzeżu Alaski nad Morzem Beringa. W 1925 roku samo miasto liczyło 1 400 mieszkańców, a w okolicy mieszkało około 10 000 ludzi, w większości rdzennych Eskimosów.
Najlepiej otworzyć mapę i zobaczyć w jak kiepskim położeniu jest ta miejscowość – zwłaszcza w okresie zimowym. Nome znajduje się 250 km na południe od koła podbiegunowego i odległe jest o 870 km od największego miasta Alaski (Anchorage). W 1924 roku, w okresie zimowym, miasto praktycznie zostaje odcięte od świata. Nie ma tu dróg, linii kolejowych, czy połączeń lotniczych. Jedynym sposobem dotarcia do tutaj są psie zaprzęgi. Rejs statkiem odpada, gdyż Morze Bering w okresie od listopada do czerwca zamarzało.
Listopad 1924
„Alameda” – ostatni statek właśnie opuścił wybrzeże Nome i powróci tutaj dopiero w czerwcu następnego roku. Ludzie zostali z dostarczonymi zapasami, które miały im wystarczyć na kilka następnych miesięcy. W tym roku zima była wyjątkowo mroźna. Mówiło się, że jest to najgorsza zima, jaką widziano od dwudziestu lat.
Nome w 1916 r. (źródło: www.wikipedia.pl)
Mniej więcej w tym czasie do miejscowego lekarza, dr Curtis Welch, zgłosiła się eskimoska – silny ból gardła i lekka gorączka wskazywały na zapalenie migdałków. Jednak matka dziewczynki nie pozwoliła jej zbadać, więc lekarz zalecił wypoczynek w łóżku. Niestety, po kilku dniach dziecko umarło. Powoli zaczęły umierać kolejne osoby, z podobnymi objawami. Po badaniach pacjentów lekarz zdiagnozował, że ma do czynienia z epidemią błonicy i ku swemu przerażeniu zdał sobie sprawę, że antytoksyna, o którą wcześniej prosił, nie została wysłana z Seattle.
Lekarz pozostał w odciętym od świata mieście, z niewielką ilością przeterminowanych fiolek surowicy, 20 pacjentami zarażonymi błonicą, 50-cioma podejrzanymi o zachorowanie, a reszta (ok. 10 000 osób), była potencjalnie narażona na infekcję i możliwą śmierć.
Szybko wprowadzono kwarantannę, a dr Curtis wraz z czterema pielęgniarkami chodzili od domu do domu, lecząc zakażonych najlepiej jak potrafili, przy użyciu minimalnej liczby narzędzi diagnostycznych i bez stosowania surowicy.
22 stycznia dr Curtis wysłał desperacki telegram do władz, prosząc o natychmiastowe dostarczenie oblężonemu miastu 1 miliona jednostek antytoksyny. Telegram odniósł natychmiastowy efekt. W ciągu następnych kilku dni każda większa gazeta w kraju opublikowała sytuację panującą w Nome.
Natychmiast wysłano antytoksyny, jednak ze względu na zamieć wykluczono transport lotniczy. Jedyną opcją było przesłanie leku tradycyjnym środkiem psiego zaprzęgu i maszera. Jeden zaprzęg składający się z maszera i 8–10 psów pokonywał zwykle dystans 50 km dziennie. Licząc odległości wyszło, że jeden zaprzęg dojechałby z Nenany (punktu odbioru leków) do Nome w ok. 20 dni. Było to stanowczo za długo. Zwłaszcza, że lekarz z Nome przewidywał, iż w tych mroźnych warunkach surowica wytrzymuje maksymalnie 6 dni. Aby skrócić czas transportu postanowiono utworzyć sztafetę 20 maszerów i 150 psów.
Pierwszy z maszerów, Bill Shannon, wraz ze swoim zespołem 9 psów czekał na odbiór serum 27 stycznia o godzinie 21:00 na stacji kolejowej Nenana. Potem rozpoczął się wyścig, w którym wszystko sprzymierzyło się przeciw maszerom (kierowcom): lodowate temperatury sięgające –40°C (–70°C przy odczuwalnym wietrze), zamiecie śnieżne, wiatry dochodzące do 50 km/h, zimowe światło słoneczne trwające zaledwie 4 godziny dziennie, zamarznięte rzeki pokryte cienką warstwą lodu i dzieci walczące z chorobą w męczarniach, liczące każdy kolejny dzień.
JAK CIĘŻKA BYŁA SYTUACJA?
Można to sobie uzmysłowić na przykładzie pierwszego maszera. Spadająca temperatura i złe warunki na szlaku spowodowały, że po dotarciu do zajazdu w Minto miał odmrożoną twarz, a psy poranione łapy. Postanowił zostawić chore psy, a sam z resztą zwierząt wyruszył dalej.
Miał świadomość, że paczka
którą wiezie nie jest zwykłą przesyłką.
Ten człowiek pokonał
84 km z zamrożoną twarzą.
Surowica była przekazywana z jednej sztafety do drugiej, a przerzuty odbywały się w zajazdach po drodze. Maszerzy byli jedni z najlepszych w grze – Bill Shannon, Sam Joseph, Edgar Kalland, Charlie Evans, Leonhard Seppala, Charlie Olson i Gunnar Kaasen. Najbardziej zdradliwą częścią trasy był 45-kilometrowy odcinek przecinający zatokę Norton – morze lodu, gdzie nagły wiatr mógł rozbić lód i unieść zaprzęg psa w stronę Morza Beringa. Charlie Evans miał okaleczone oba psy prowadzące podczas biegu przez zamieć, więc musiał wsadzić je do sań i ostatnie kilka kilometrów przebiec z zapiętą uprzężą.
Leonhard Seppala, Norweg i najlepszy maszer tamtych czasów, został wybrany do przeprawy przez zatokę Norton ze swoim legendarnym psem prowadzącym Togo. Seppala wystartował z Nome i przejechał 270 km do Shaktoolik, zebrał serum, a następnie wrócił 145 km do Golovin, po czym przekazał serum następnemu kierowcy. Był to najdłuższy odcinek pokonany przez któregokolwiek z maszerów
i obejmował najbardziej wyczerpującą część trasy. Seppala i Togo byli prawdziwymi bohaterami tej misji.
Ostatni odcinek 85 km pokonał inny Norweg Gunnar Kaasen ze swoim psem prowadzącym Balto.
Kaasen wraz z Balto
i resztą psów przybyli do Nome
– 2 lutego o 5 rano,
aby dostarczyć serum lekarzowi,
który natychmiast podał je chorym pacjentom, ratując ich wszystkich.
Liczba ofiar śmiertelnych została ograniczona do siedmiu i wszyscy zmarli, zanim surowica dotarła do Nome. Maszerzy i ich psy pokonali dystans 1085 km w 5 i pół dnia, pokonując średnio prawie 200 km dziennie przy normalnej prędkości 50 km dziennie.
Pojawienie się regularnych połączeń lotniczych i skuterów śnieżnych sprawiło, że umiejętność mushingu stała się przestarzała. Kilku tradycjonalistów, zdeterminowanych, aby uchronić od zapomnienia te wydarzenia rozpoczęło „Wyścig Iditarod”. Wydarzenie to, rozpoczęte w 1973 r., stało się corocznym wydarzeniem przyciągającym ponad 50 drużyn, składających się z najlepszych maszerów i psów, aby rywalizować na dystansie z Anchorage do Nome. Wyścig odbywa się w pierwszym tygodniu marca każdego roku i jest dedykowany wszystkim maszerom i psom, które wzięły udział w „Wyścigu Miłosierdzia” zimą 1925 roku.
Dlatego nie dziwię się, że tą historyczną sztafetę nazwano „Wielkim Wyścigiem Miłosierdzia.” Pan Jezus sam oddał życie za każdego z nas. Poświęcił się w imię miłości – za mnie i za Ciebie.
Świętując okres Miłosierdzia Bożego pomyślmy o tych odważnych osobach, które dostarczając lek, zaryzykowały własnym życiem, aby uratować życie drugiego człowieka. Wspomnijmy tych, dzięki którym dzieci z Nome mogły świętować kolejne Święta Bożego Narodzenia. To również wymowny gest, że w okresie, w którym rodzi się Bóg – ludzie z Nome zostają uratowani od śmierci dzięki Miłosierdziu.
Ks. Michał Ulaski, misjonarz z Alaski
opowiada całą historię na swoim kanale YouTube.
Wyścig o życie
Film oparty na wydarzeniach z Alaski. Grupa śmiałków wraz ze swoimi psami postanawia dowieść na czas lek do odciętego od świata Nome, aby uratować od śmierci mieszkańców.
kontakt
napisz...
Zapraszam wszystkich do zostawienia komentarza lub kontaktu i wspólnego dzielenia się obecnością, słowem, miłością i miłosierdziem…
Jeśli pragniesz podzielić się swoim życiem, dając świadectwo na łamach gazety, opisać motocyklowe podróże, czy garażowe remonty – pisz śmiało.
mail: kontakt@otojestem.pl