Jak Bóg spełnia marzenia
Bóg słucha każdego słowa oraz pragnienia. Nie umie dawać mało i zawsze wręcza nam, w odpowiednim czasie, doskonały prezent, który daje prawdziwe szczęście. Nigdy nie da nam „badziewia”.
Wszystko zaczęło się od dziecięcych marzeń. Jako mała dziewczynka pragnęłam mieć konia, na którym przemierzałabym świat, spotykając różnych ludzi, poznając ich życie i odkrywając nowe tereny. Nawet sobie wymyśliłam, że kupię takie zwierzę i będę go trzymać w ogródku przed blokiem, a siano wsypywać na balkon – w końcu mieszkaliśmy na parterze, więc mój ukochany konik mógłby swobodnie jeść z takiego żłobu. Jako dziecko całkowicie nie rozumiałam dlaczego rodzice nie chcieli się zgodzić, abym miała i opiekowała się takim zwierzęciem – przecież mieliśmy do tego idealne warunki 🙂
Nawet doszło do nieudanej próby „przekupstwa”. Otóż, mój chrzestny zaproponował mi, że razem z ciocią kupią mi wymarzonego konia, ale będę musiała z nimi mieszkać, z dala od rodziców.
Wbrew pozorom dla kilkuletniego dziecka był to trudny wybór: z jednej strony marzenie, które może się ziścić już teraz; a z drugiej, miłość do rodziców. Oczywiście, wiadomo było, że złożona propozycja jest nierealna, ale dziecko tak nie patrzy na świat. Często nie rozumie żartów i bierze na poważnie pomysły składane przez dorosłego człowieka, zwłaszcza w sferze realizacji marzeń. Ale spokojnie… odpowiedziałam, że bardziej kocham rodziców niż konia. Zatem, w moim małym serduszku podjęłam decyzję rezygnacji z marzeń – pomimo, że wiadomo było jak by się zakończyła ta próba transferu.
I tak marzenie o przemierzaniu świata zakończyło się… Potem przyszły lata przedszkole, szkolne, zaczęła się praca…
powoli mała dziewczynka dorosła, zapominając o swoim marzeniu z młodzieńczych lat.
Jednak po 20-paru latach
Bóg stwierdził, że to odpowiedni czas na urealnienie tego dziecięcego pragnienia…
Jednak Bóg spełnił moje marzenie, ale w sposób który będzie dobry – pozbawiony egoistycznych i próżnych podróży. W moim życiu coraz więcej poznawałam pasjonatów motocyklowych i zaczęłam myśleć o jeździe na tych maszynach. Nawet przypomniałam sobie jak kuzyn po raz pierwszy przewiózł mnie na jednośladzie. Tą podróż wzięłam na tyle poważnie, że rozpuściłam długie włosy, ubrałam kask i pojechałam z nim… I choć trasa była krótka to pamiętam ją do dzisiaj. Droga, która wręcz uciekała spod kół; blask słońca bijący w szybkę kasku i te swojskie zapachy lata, a na sam koniec problem z rozczesaniem włosów i ucinanie kołtunów, których nie dało się rozplątać…
W końcu, już jako dorosła, postanowiłam zrobić prawo jazdy na motocykl uważając, że w moim życiu Bóg dał mi nowy talent, dar.
W drugiej połowie maja zdałam prawo jazdy, a już w czerwcu na zakupionym motocyklu wyruszyłam z ponad 200 motocyklistami śladami św. Pawła do Grecji.
I to, że się tam znalazłam również uważam za cud „załatwiony” przez Maryję… ale to już osobna historia.
I tak zaczęłam co roku jeździć w pielgrzymkach motocyklowych – małych lub większych. Dodatkowo Bóg nie pozwolił, abym jeździła bez Eucharystii i Maryi – podsunął mi grupę ludzi (duchownych i świeckich), z którymi podróżuję i codziennie mogę uczestniczyć we Mszy św., a co miesiąc staram się być na pierwszych sobotach miesiąca organizowanych przez Iskrę Miłosierdzia. Dodatkowo, podczas samotnych wyjazdów często spotykam ludzi, z którymi rozmawiam o Bogu, życiu i pasjach…
Pewnego dnia, przygotowując się do jazdy i wyciągając motocykl z garażu nagle poczułam w sercu myśl: „Kocham Cię, spełniłem twoje marzenie i to nie koniec.” Patrząc na stojący przede mną motocykl, który błyszczał w świetle dnia zaczęłam płakać ze szczęścia i dziękować Bogu.
W tym dniu uświadomiłam sobie, że motocykl nie był talentem, który narodził się teraz – w wieku dojrzałym, – ale tym, który był we mnie od zawsze. Bóg dał mi ten dar od początku… Tylko, jako dziecko, pragnęłam i wyobrażałam go sobie egoistycznie – po ludzku, ale Bóg wręczył mi go w odpowiednim czasie, w dużo lepszej formie niż sobie wyobrażałam, stając się narzędziem pozwalającym służyć dobru. Chwała Mu za to, że nie otrzymałam wtedy wymarzonego przeze mnie czterokopytnego konia, który żywiłby się sianem, i na grzebiecie którego przemierzałabym świat. W zamian tego dał mi w odpowiednim dla mnie czasie nie jednego, ale ponad 50 koni mechanicznych, żywiących się benzyną.
Bóg wie, co jest w naszych sercach, jakie mamy marzenia i je realizuje, ale w sposób dobry i idealny. Nigdy nie da nam „badziewia”, bo nas prawdziwie kocha i chce nam dać prezent idealny, który przyniesie prawdziwe szczęście. Dlatego, jeśli czegoś ci brak? Uważasz, że Bóg cię nie wysłuchuje? Myślisz, że zapomniał o tobie i twoich marzeniach? To chce ci powiedzieć na podstawie swoich doświadczeń…
BÓG O TOBIE
NIE ZAPOMNIAŁ
I WYSŁUCHUJE CIĘ.
JEST PRZY TOBIE
ZAWSZE.
Możliwe, że potrzeba czasu, bo przygotowuje ci dużo lepszy prezent niż sobie wymarzyłeś; lub droga do jego otrzymania jest pod górkę, ale potem przekonasz się i staniesz z otwartą buzią ze zdumienia i szczęścia. Dlatego nie trzymaj się kurczowo SWOJEJ WIZJI REALIZACJI MARZEŃ, ale uwierz, że Bóg spełni je po swojemu, a ty otrzymasz to, czego naprawdę pragniesz i co da ci prawdziwe szczęście.
***
RADA
ZAUFAJ BOGU W REALIZACJI TWOICH MARZEŃ
Od Boga zawsze dostajemy dużo lepsze rzeczy niż zakładaliśmy.
W końcu to nasz Ojciec…
Tylko nie zamykaj się i na siłę nie realizuj swojej wizji, zaufaj Bogu i pozwól Mu działać tak,
jak On chce.
Autor tekstu: Latający Żółw
Zdjęcia na stronie www.freepik.pl – autor: Freepik i Viaprodesign, Leksandarlittlewolf, Wirestock.